kiedy mnie smutek bierze
przeogromny
stawiam kołnierz
i puszczam się na wiatr
żeglując w kałuży
łez wylanych
wczoraj
suszę przemoczone powieki
od żalu
samotności
gniewu
bez pokuty
od sądów
trędowatych
słów
bez
pamiętania
skutków słowo-czynu
stawiam kołnierz
puszczam się pod wiatr
na skrzydłach żagla
z łupiny orzecha
łódź po kałuży gna
tak bezwstydnie wolna!
nieograniczona
aż do konturu chodnika
gdzie wszystko okazuje się być
tylko szkicem
bezzębnego malarza
ulicznika
i tylko wstyd mi
że rejs kończy się
w półkroku
w ciemnej jamie
znajomego uśmiechu
i tylko wstyd.. !
a jednak dziwnie miło
- kończyć tak na czyimś uśmiechu
półgębkiem ćwiczyć niemy savoir-vivre
wszystkie żale
wszystkie smutki
porwał wiatr
wzeszło słońce
złość absurdem!
… w żyłach krew wciąż płynie
a mi ciało w kałuży zbutwiało
rozgoryczone złym światem, pogodą
i snem
.. w żyłach krew wciąż płynie
ujarzmić trzeba najpierw siebie
samego
silnik serca oczyścić
z wodorostów
o co chodzi
zrozumieć
że za sterem łodzi
że ta orzechu łupina
to jestem ja
i ten uśmiech przygłupiego
samotnika
to też ja
…
Komentarze
Prześlij komentarz