nad ziemią
nisko głowa
pochylona
ona użyźniona
potem wielobarwnym
krwawej nadziei
- zmęczeniem
które wschodzi wraz ze słońcem
by się przezwyciężać
- by się przed zachodem
nie położyć
twarz rozorana zmęczeniem
radosnym
oczekiwaniem na to co
zakwitnie
gdy przyjdzie wiosna
o błogosławiony trud
który się przyczynia do zbawienia
tego ciała kruchego
co złamie się prędzej niż
nadbrzeżna trzcina
a jednak trwa
w pracy
poi się cierpieniem
po to by
się
rozsiać
nad ogrodu polem
grzbiet
wygięty łukiem triumfalnym
przyszłego
wzrostu
droga wydeptana
szlakiem
krzywych stóp
laski drewnianej
stękającej pod ciężarem
- byle przejść doliną
wykopaną
pod sadzonki
nie trafić na korzeń
to co złe wyrwać
tam się zatrzymać
gdzie
przebiśnieg
rozbielił się pośród zimy cieni
w ciepło szorstkich dłoni
ująć
kruchość płatka
twarz podnieść ku
niebu
pozwolić promieniom
popłynąć bruzdami
zmarszczek
i tak się nauczyć
łagodności
żeby móc się
profilu pionem
krzyżować
wraz z horyzontem

Komentarze
Prześlij komentarz