ostre rysy twarzy
zakreślają horyzont
myślenia
tam zaczyna się labirynt
wspomnień
dotyku
który
pieści uczucia
rozdygotane
rumiana
wyobraźnia
pod kosmatą grzywką
wyrzeźbiła bruzdy na czole
tam skupienie
linie kreśliło rozognione
kiedy trzeba było
mówić - nie
horyzont
się mieni
dookoła
słowa
rozbrzmiewa
czułe: kocham
lubię
twoje piegi
jak wyspy bezludne
na skóry oceanie
- pejzaż
małych punktów
galaktyki
- gwiazdy na dłoniach
drogą mleczną
rozchodząc się
są wszędzie
nocą jaśnieją
jakby od niechcenia
wtedy
twarz księżycowa
odbija blask
uczucia
będącego tylko
chwilą
nieuwagi
w tym momencie jednym
wszystkim jesteś
pod odsłoną nieba
wybrzmiewasz
milczeniem
czekasz
aż się dłonie
zakreślą impresją
dookoła
aż trafią na siebie
nieporadnie
pragnąc głębi kształtu
- czuję
horyzont się mieni
promieniami spojrzenia
ono przeszywa
lękiem
zaboli
o poranku
kiedy formalizując
mgliste charaktery
wyobcowani
zgubimy siebie
między światami
oczekując
samowystarczalności
nie- dogadani
za dużo
powiemy
gdy zrobi się jaśniej
piegi
przestaną być
gwiazdami
a ja potrzebuję
nocy
bezchmurnej
za dnia
wyobraźni
czułej na
wszelkie potrzeby
elastyczności
która
kontury w horyzont
zamieni
surowość postaci w
improwizację
miłości
Komentarze
Prześlij komentarz