świerki



 popołudnia szumią

w świerkach roztańczonych

przystrojonych korą 

wyrzeźbionych

tchnieniem

zniekształcenia 

 

pnąc  w zwyż

drgają powiewem

czoła wyciągając

za potrzebą słońca

 - pionu ścieżką

w dłoniach zastygniętych

trwają

 

taką w sobie czułość

ćwiczą

giętką

ostrym krańcem czubka

drapiąc kosmos


by móc przetrwać 

kiedy burza 

- mimo trudów 

się ostaną 


lecz jeśli rzęsy igieł przebiją

chmury

na wskroś

mierząc

wnet spadną

ruiną świerki

- podniebni tancerze

 

cóż wam jeszcze potrzeba?

w drzewach tyle cierpienia

bezdomne kolumny

uczuć schronienia

niewypowiedzianych

- tam uchodzą gdzie

wolność poczują

żywiczną

i znikają

w tych szparach

drzeworytem

się stają

arcydziełem

 

świerkowe

pejzaże

świec płonących

żarliwością bytu

 

pojedyncze 

sople

intymności

kruchej

trwaniem bez przyczyny 

 

zielenieją się

ostre igliwia

słoje pełne

miodu

popołudniem szumią

cicho

leniwie

chcąc być jeszcze bardziej

w tym co było

 

strojne gałęzie 

podpierają  

firmament

 

w oczach mają

fiołki

roże

bratki

chabry

wszystko co żegnają chórem

gdy się barw impresja zmienia

w ciemność

 

spokój

chwili

słodkiej

 

świerki w nogach

mają kilometry

- te co jak 

wspomnienia



obraz: korzennehttp://annachmiel.com/swierk

Komentarze