światło

 


światłość  pachnie

wtedy kiedy się ją

długo podlewa

oczekiwaniem

tęsknotą

promienia

w ciemnościach tunelu

choćby małej rysy

w cieniu

błysk nadziei

 

- woń się

rozlewa

pomału

najpierw tylko

dotyk ciepłego powiewu

delikatnie

muśnie skronie

ucałuje wargi

rozpieści czułą

słodyczą

metafory obecności

 

aż po skraje palców

dreszczem podniecenia  

serce poderwie

zniecierpliwione

do biegu

 

zapach się roznosi

pomału

im tętno szybciej

oddechem

mgnienia

wydłuża ciemność

zwęża się ściana

pojęć

wszelkich wyobrażeń

 

już wnętrze sufitem opada

tym ciaśniej

tym gorzej

nabierać powietrza

 

cierpienie

ochoty

która wspomniała

na drgnienia

i teraz jest tylko po to by

zostać

oświecona

 

promyk pojawia

się wolno

pomału

w dłonie ucieka

spieczone

od mrozu

ogrzewa

 

rumieńcem skórę

przyodziewa

aż w żyłach popłynie

krew świetlista

po krańce nerwów i poruszeń

serca

mknie cicha melodia

zapachu

słońca

 

tkanek labirynt

przetarty o zmierzchu

już świta

radosnym wołaniem

duszy

spragnionej spotkania

 

w czeluściach odległych

istnienia

zanurza się

chaber nieba

 

promienia palec

świetlistość

pewna

strumieniu rydwanem

pędem potoku

pierwszym husarzem

rozbija

chaos wroga

 

rozdzwoni się

myśl

piżmowym zachwytem

 

- przez szparę w tunelu

zapach Domu

przedziera się

światłem  




Komentarze